nadszedł wreszcie ten czas, że mogę Wam ukazać moją łazienkę po lekkim liftingu ;)
to, że chcę przemalować już wszystkie ściany w łazience na czarno było wiadome. zastanawiałam się tylko nad kolorem dodatków i nad samym stylem łazienki. i pomyślałam...
po co mam wydawać kasę niepotrzebnie? mam przecież puszkę niebieskiej farby, zrobię mocną plamę koloru, może odważną może dziwną, ale ja uwielbiam ostatnio takie kontrasty.
mimo obawy o ten ostry niebieski... wiedziałam, że to wypali.
po co mam wydawać kasę niepotrzebnie? mam przecież puszkę niebieskiej farby, zrobię mocną plamę koloru, może odważną może dziwną, ale ja uwielbiam ostatnio takie kontrasty.
mimo obawy o ten ostry niebieski... wiedziałam, że to wypali.
poza tym założenie było takie, że pochowam jak najwięcej drobiazgów, ozdóbek, durnostojek. chciałam czerń, biel i mocny niebieski - trochę komiksowo, trochę nowocześnie, trochę hipstersko - bez kobiecych elementów.
w zasadzie to łazienka tak wygląda od dłuższego już czasu, ale ciągle zastanawiałam się nad lampą wiszącą. poprzednia przestała pasować i musiałam coś wykombinować. w końcu okazało się, że najprostsze rozwiązania są najlepsze i za pomocą oprawki, kabla i gumy samochodowej do bagażnika (sklep chiński - 3 zł) zrobiłam sobie taką zabawną lampę ;)
ale od początku - skąd konieczność metamorfozy tego pomieszczenia? ano przede wszystkim musiałam dwie rzeczy wymienić natychmiastowo - wykładzinę na podłodze i wszystkie ręczniki. wykładzina pcv, srebrna, ryflowana a'la blacha, po pięciu latach użytkowania była okropna, wytarta, nie do do wyszorowania, a ręczników po ostatniej awarii w łazience ubyło skandalicznie :P
na podłodze żadnych płytek.
dlaczego? ze względu na czas, pieniądze, nieumiejętność ich kładzenia - po prostu. najłatwiej i najszybciej było położenie kawałka nowej wykładziny.
wybrałam szachownicę - zawsze chciałam taką mieć w łazience, kiedyś jednak rzadko bywała w sklepach.
tę akurat zamówiłam TUTAJ
nową wykładzinę położyłam bezpośrednio na tej starej. na początku bałam się, że może się odbijać na wierzchu ta spodnia warstwa, ale nowa jest na tyle gruba, że nie ma tego zagrożenia. podoba mi się jej matowa powierzchnia, łatwa w utrzymaniu czystości i przyjemna w dotyku.
z ręcznikami zaś jest historia taka, że zawsze oszczędzałam na tym produkcie. kupowałam najtańsze i wynik był taki, że po kilku praniach były z nich idealne ścierki do podłogi, znacie to. kiedy zatkały mi się rury i na usuwanie tej awarii poszły dwa prześcieradła i kilka starych ręczników - postanowiłam, że pójdę po bandzie i wymienię na zdecydowanie lepszej jakości :)
oj, było warto...
ręczniki softcotton są mmm.... mięciutkie, milutkie i mięsiste ;)
cudownie się jest nimi opatulić po wyjściu z wanny, gwarantuję!
do tego znalazłam takie w pasującej kolorystyce, czegóż chcieć więcej...
zauważyliście, że inaczej zawiesiłam półkę? teraz mam dzielone szufladki, idealne na ręczniki czy podręczne kosmetyki. dla tych, którzy tego nie wiedzą - ta półka to półka na płyty cd ;)
kosz filcowy, które oryginalnie szyję, by stały na podłodze i służyły jako stojak na papier toaletowy - u mnie wisi na patyczku i jest pojemnikiem na higieniczne pierdółki.
przemalowane poroże nie straszy, a bawi:
gazetnik zrobiłam z siodełka:
ale, ale, zobaczcie co ja też mam!
prezent od nieocenionego poszukiwacza skarbów - mydełka i płatki mydlane - oryginały z czasów PRL-u. to mi pachnie dzieciństwem i świetnie pasuje do konwencji :)
świeczniki z palet i blaszany plakat ze złomowiska to prezenty od Śmietankowej :)
w łazience stoi też lampa foto z parasolką. z jednej strony z powodu braku miejsca, z drugiej, bo śmiesznie wygląda, z trzeciej - akurat przy tym poście sprawdziła się idealnie ;)
ze złomu przytargałam starą tarę i zawiesiłam na grzejniku jako mini osłonę ;)
stara skrzynka nieprzypadkowo chyba ma niebieskie napisy...
o wiele mi lepiej w mojej łazience teraz. wyraziściej, pozytywniej, inaczej :)
wiem, że nie będzie się wszystkim podobała, bo jest trochę kontrowersyjna i kompletnie inna, ale cóż... taka to ja :P