to taki powrót do poprzedniego wcielenia, czyli zieleni, ale tym razem w optymistyczno turkusowym odcieniu. plus kilka innych barw (żółty, musztardowy, biały i fiolet), do tego czarny wosk i przecierki.
nie ukrywam, że dla mnie absolutnym wzorem i inspiracją do takiego malowania mebli jest ReLoved by Maja Komasa i można powiedzieć, że ciut ciut w tym stylu kredens wygląda, choć daleko mi do perfekcji i talentu Mai <3
jestem zadowolona :) kredens musiałam przestawić, bo w poprzednim ustawieniu, gdzie stał w cieniu, nie było kompletnie widać jego ubarwienia :) no i czeka mnie jeszcze czyszczenie blatu ;)
ps. obiecuję, że kolejne wcielenie będzie na róż :D:D
z tej strony ta, co ostatnio zaniedbuje bloga i to bardzo ;) ale nie będę obiecywać kolejny raz, że się poprawię. po prostu to zrobię ;)
(czy ja tutaj przedstawiałam naszego nowego domownika - to Stefan <3 )
wczoraj dokonałam maleńkiej zmiany w kuchni. mianowicie zamieniłam wieszak z dechami i miedzią a kredensem. zabieg banalny, a dzięki temu zrobiło się o niebo mniej chaotycznie. i więcej miejsca. i kredens jakoś bardziej wyeksponowany :) sami zobaczcie.
pamiętacie mój czarny, niefotogeniczny jednak kredens kuchenny? nooo... był atrakcyjny i oryginalny, trzeba mu to przyznać. ale... no nie wiem, nie pykło mi coś w związku z nim, nie byłam zachwycona...
myśl wpadła nagle, jak zawsze u mnie, nieoczekiwanie - przemaluję! znowu? a co to przeszkadza? może teraz będzie lepiej?
najpierw trzy pomysły na nową barwę - szałwia? pastelowy żółty? głęboki turkus? kilka godzin debatowania w głowie i co tam, jadę do casto!
oczywiście nie ma co zbędnie inwestować, szczególnie w takiej sytuacji, kiedy nie wiem, czy będę zadowolona z ostatecznego efektu... postanowiłam kupić próbki farb do ścian i tym pomalować kredens.
niestety nic mi się nie podobało, żaden kolor próbkowy mi nie odpowiadał.
więc co zrobiłam?
szybka decyzja: sama wymieszam sobie kolorek!
tak, wiem, szaleństwo :D
kupiłam dwie jasne zielenie i dwie szmaragdowe. w domu do dwóch jasnych dolałam jedną ciemną. kolor obrzydliwie pastelowo miętowy, brr... dodałam pół ciemnej zieleni - kolor bleee, jak szkolna tablica. co robić??? czarna farba akrylowa! i to było to. troszkę czarnej farby i powstała interesująca zieleń.
zaletą malowania mebla farbą do ścian jest to, że wygląda supermatowo i schnie w pół godziny.
to nie był koniec, o nie. zieleń była całkiem spoko, ale jeszcze nie zachwycała. płaski kolor, nic ciekawego. trzeba było dodać głębi. kredens wobec tego zawoskowałam woskiem bezbarwnym, a na dodałam trochę wosku czarnego, cieniowałam, rozcierałam, szczególnie więcej nakładałam na krawędzie.
efekt? głęboka zieleń butelkowa, kolor idealny!!!
całość mnie zachwyciła <3
genialnie się to komponuje z drewnem i miedzią, czego u mnie przecież naprawdę dużo w kuchni :)
komódkę z szufladkami pomalowałam identycznie, więc wygląda to, jakby całość.
z drzwiczek kredensu zdjęłam firanki i założyłam... siatkę budowlaną! tak, tę plastikową, którą kładzie się pod gładź :D jest trochę przeźroczyście, a trochę nie.
zielona stała się też wielka kanka, z miedzianymi przetarciami i blaszaną ozdobą.
teraz foto wychodzi czadowo. a i tło jest urocze, prawda?
ta fotka, którą na jakiejś grupie przypadkowo zobaczyłam, nie dawała mi spokoju dłuuugoooo...
czarny kredens... cuuudowny... fantastyczny! i z firanką w drzwiczkach <3
ale... czarny. znowu czarny. czy nie za dużo tego czarnego?!
paradoksalnie, namówiła mnie do tego kroku moja Szanowna :D powiedziała: Sandra, daj spokój, maluj, co to dla ciebie, na białej ścianie będzie to dobrze wyglądało, a przemalować możesz zawsze.
w sumie? sama prawda! rach ciach, szybka decyzja, resztka czarnej farby i gotowe!
najśmieszniejsze jest to, że... w rzeczywistości kredens podoba mi się mega, wygląda super, pasuje mi idealnie, ale... na zdjęciach wychodzi fatalnie. beznadziejnie. nie wiem dlaczego :D
myślicie, że to już koniec czarnej farby w moim domu??? :D