jak pewnie dobrze wiecie, kocham rdzę, złom i metalowe śmieci. i najlepszym dla mnie pocieszeniem na zły humor jest wizyta w skupie złomu, gdzie wynajduję absolutnie cudne perełki (według mojej oceny oczywiście). wczoraj taką wizytę odbyłam i zakupiłam dwie rzeczy, płacąc za to całe 3zł. to druciany koszyczek i "diabelskie" widły, wszystko już gotowe, bo pordzewiałe, wystarczyło tylko umyć :)
oczywiście jeszcze wieczorem dokonałam małej rewolucji kuchennej, próbując znaleźć zastosowanie,
a przede wszystkim miejsce na te skarby. i proszę, oto efekty:
z wideł mam boski wieszak na moją małą kolekcję desek do krojenia. żeby znaleźć na niego miejsce, pozbyłam się z tego kąta - taboretu, radia i kolekcji rdzewiaków. mam teraz za to kosz z warzywami, stojący na innym taboreciku, którego przemalowałam od razu na szarawe kolory. stalowy pojemnik wędkarski też tu pasuje, a na boku kredensu wiszą lampy naftowe. poprawiłam też grafikę z ptaszkiem, teraz jest bardziej symetrycznie. na kredensowej półeczce wymieniłam kubki i jest chyba już wiosennie :)
koszyczek zaś jest idealnym miejscem na kuchenne przydasie, prawda?
kocham takie szaleństwo zakupowe, wariatka ze mnie, ale pozytywna, a co! ;)