mam takiego znajomego starszego Pana Stasia, który "zawodowo" zajmuje się zbieraniem złomu między innymi ;) i on mnie już tak dobrze zna, że ja mam kręćka na punkcie śmieci, że czasem przynosi mi jakieś wynalazki. często to naprawdę fajne rzeczy, np. dostałam kiedyś stary młynek do kawy, albo mega stare posrebrzane sztućce.
ale... czasem pojawia się coś... problemowego ;)
tak było w przypadku tego czegoś... to obraz - drzeworyt - o tematyce górniczej. niestety żaden staroć, ale za to mega kicz;) no i co z tym zrobić? nie wziąć - głupio - Pan Staś był nim zachwycony i co miałam mu powiedzieć - chłopie, weź ten bohomaz??? lipa:)
więc wzięłam, z myślą, że pomyślę o tym później - co z nim zrobić.
po długich rozmyślaniach po prostu postawiłam go na lodówce, tyłem do przodu. i mam fajną dechę na rozmaite aranżacje graficzne, czy hasłowe:) a może wpadnę na jakiś inny pomysł, kto wie...
nawiasem mówiąc, mojej miętowej lodówki już nie ma. umarła śmiercią naturalną, najpierw pogrążając mnie prawie w bankructwie, ciągnąc tyyyyleee prądu, że masakrra:/ więc mam już inną, niestety też używaną, ale cóż, taki czas niekorzystny. jest mniejsza i tez przeszła malutki lifting, jak widać na kawałku zdjęcia.
w całości pokażę Wam tę część kuchni, jak posprzątam;)
jestem straaasznie podekscytowana, bo jadę wieczorem do Warszawy - a muszę Wam powiedzieć, że to jest moje ukochane, wymarzone miasto. mieszkałam tam kilka lat temu, co prawda tylko przez pół roku, ale zdążyłam się już zakochać! jadę tylko na jeden dzień - ale i tak mega się cieszę:)
czy Ktoś ma wolny ranek w środę w Warszawie - to chętnie wyskoczę na kawkę ;)
buziaki:*