Czwartkowa Aranżacja Stołu.

by - 04:13:00

witajcie :)

skoro czwartek, to i czwartkowa aranżacja stołu...
 
dzisiaj taka, która chwyciła mnie za serce, naprawdę :)
 
pamiętacie moje skarby z opuszczonej fabryki? była tam taka mała szufladka:

nie dało się zachować jej drewnianego wyglądu, popisana była  jakimś pisakiem była i brudna sporo. więc tylko ją umyłam
i wymalowałam akrylową białą farbą. jako uchwyt wykorzystałam starą część do zasuwki drzwiowej, który odświeżyłam malując na czarno. dno szufladki też uatrakcyjniłam - wystarczyły skrawki samoprzylepnej folii czarnej.






wczoraj ponownie odwiedziłam fabrykę, znowuż nawiozłam różności, napatrzycie się metamorfoz, obiecuję ;)
 
miłego Kochani :*



You May Also Like

22 komentarze

  1. Kobieto. Zabierz mnie do takiej fabryki!!! U mnie nic takiego nie ma. Można sobie tak po prostu tam wejść?
    Genialne te Twoje metamorfozy;:)))
    Pozdrawiam
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. O patrz.. a niby taka sobie zwykła szufladka.. achh :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj! W weekend odwiedziłam Czechy, tak turystycznie ale ile ja tam widziałam opuszczonych budynków fabrycznych! Z żalem pomyślałam o tych wszystkich skarbach, które tam leżą i niszczeją! :) pozdrawiam Cię! Dora

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ciekawa czy takie wyprawy do starych fabryk to trochę sport ekstremalny...? ;] Jest troszkę adrenaliny czy wchodzisz tam zupełnie na legalu? :) W każdym bądź razie marzą mi się takie wyprawy - po starych fabrykach czy domach... Jedyna rzecz, jaka może mnie odstraszyć to szczur nagle pojawiający się nie wiadomo skąd ;) Jestem bardzo ciekawa dalszych skarbów i ich przeróbek a dzisiejsza aranżacja wygląda super :)

    Pozdrawiam
    Ewela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ekstremalny trochę tak, bo może Ci coś na łeb zlecieć... ta akurat fabryka jest póki co całkowicie dostepna, nie ma bram, zakazów, nikt nie patroluje... przypuszczam że do czasu jakiegoś nieszczęścia....

      Usuń
  5. Chciałabym też się wybrać do takiej fabryki. Tu to jesteś po prostu niesamowita. Śliczna aranżacja. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  6. No pięknie :)znowu coś z niczego; )i te dynie :)jak je zrobić, opisz na blogu proszę; )pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. No i znowu bardzo inspirująco ;) pozdrawiam i zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Takie szufladki lubię :) wyglądają super.

    OdpowiedzUsuń
  9. Muszę dopaść taką szufladkę bo wygląda extra :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Taca super, a dynieczki jeszcze bardziej:-)
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  11. Pięknie jak zawsze!
    :0

    OdpowiedzUsuń
  12. Przykro mi to mówić, ale w żadnym wypadku nie powinnaś zabierać eksponatów z opuszczonych miejsc. Jest taki rodzaj aktywności polegający na zwiedzaniu opuszczonych obiektów, nazywa się on urban exploration. Jedną z naczelnych savoir vivre'u urbexu jest to, że oglądane miejsca zostawia się w stanie niezmienionym. Domyślam się, że dobrze pojmujesz ideę oglądania porzuconych miejsc - mają one przecież swoją magię, swojego ducha, swój klimat i z całą pewnością czujesz i doceniasz. Zabierając z pustostanów pozostawione w nich przedmioty i przerabiając je dajesz im nowe życie, ale również niszczysz te miejsca. Rozumiem, że chęć zabrania czegoś ciekawego jest niezwykle silna, jednak eksponaty do domu powinno zbierać się na targach, na osiedlowym śmietniku i w innych miejscach do tego odpowiednich. A zabieranie ich z pięknych, opuszczonych budynków to taki sam wandalizm jak wybijanie szyb w oknach czy mazanie sprayowych graffiti na ścianach. Mam nadzieję, że nie obrazisz się za ten komentarz - domyslam się, że po prostu nigdy nie popatrzyłaś na to co robiłaś z takiej perspektywy. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety nie zgadzam się absolutnie z tym poglądem :)
      może w dużych miastach, metropoliach jest to możliwe, chociaż wątpię czy w naszym kraju... ja mieszkam w małym i niestety biednym mieście, u nas takie miejsca nie służą do eksploracji, fotografii, zwiedzania i cieszenia oka, chociaż są niebywale urokliwe, wciągające i fascynujące. u nas takie miejsca służą do dwóch rzeczy - zbieracze złomu (których w moim mieście jest ogromna ilość) rabują co się da, jak szarańcza wpadają do takiego miejsca i zabierają co się da - wyrywają kable, miedź, nadproża, wszystko co miedziane, aluminiowe bądź metalowe. a druga grupa to smarkacze którzy wpadają do takiej fabryki, niszczą co się da dla głupiej zabawy. wiesz co, przeszłam tę fabrykę wzdłuż i wszerz i momentami płakać mi się chciało, jakie to wszystko jest zniszczone i wyrabowane. to się samo nie stało, nie zamknęli zakładu i on sam sobie nie niszczeje, ludzie to robią do dziś dnia. i jeśli ja tego krzesła czy skrzynki, czy szuflady nie zabiorę, nie uratuję, nie nadam nowego życia - ktoś to połamie, zniszczy, albo weźmie na opał! a ja się cieszę, że taki przedmiot z jakąś tam historią poleży w moim domu i będzie cieszył oko przez wiele być może lat... widzisz, ta fabryka jest póki co otwarta na przestrzał, nie ma ogrodzeń, nie ma zakazu, nikt tego nie pilnuje. przypuszczam że tak będzie do czasu aż komuś nie stanie się krzywda. a wiesz dlaczego? bo władzom miasta na tym zależy. nie muszą inwestować w rozbiórkę, ludzie to rozwalą, zabiorą co bądź a reszta się sama zawali. tak czy siak, za dwa lata pozostanie po niej kupa gruzu :(

      to o czym piszesz to niestety utopia, nie tutaj, nie w kraju, gdzie ludzie nie mają pracy i walczą o każdą złotówkę, choćby zbierając puszki czy złom.

      Usuń
    2. Niestety i ja nie mogę się absolutnie zgodzić z twoim zdaniem :)
      To, że inni ludzie, złomiarze czy smarkacze niszczą opuszczone budynki, nie znaczy, że musisz robić "to samo, tylko inaczej". Albo się te budynki szanuje i wierzy, że gdzieś tam w powietrzu unosi się przeszłość i nawet jeśli inni je niszczą, to ty, rozumiejąc w czym tkwi ich magia, zostawiasz je w spokoju, albo robi się to co inni - czyli jeśli coś jest niczyje, można niszczyć i wynosić wszystko co tylko wpadnie do głowy. Zresztą taka jest specyfika tego rodzaju obiektów, nie będą one wieczne, zawsze gdzieś zawali się dach, jakiś strop ulegnie korozji, na dachu wyrosną samosiejki. A zawsze jest też mikroskopijna nadzieja, że kiedyś nadejdą dla nich lepsze dni i ktoś je uratuje. Ten naturalny rozpad ma w sobie tyle piękna, że należy umieć dzielić się nim z innymi, nie należy rabować tych obiektów bo i tak kiedyś same umrą. W budynkach tkwią tylko przedmioty i aż przedmioty. Wierzę, że gdyby mogły wybrać, chciałyby zostać w swoim "naturalnym środowisku", nawet, gdyby ich dni miały być policzone. Owszem, bardzo to wszystko naiwne i utopijne, nie mam nawet zamiaru temu zaprzeczać.
      Nie można zawsze iść za tłumem - w tym utopijnym podejściu które próbuję ci przekazać tkwi ważna myśl - jak we wszystkich dziedzinach, kiedyś i w tej nabierzemy ogłady jako społeczeństwo. Rozumiem - bieda, głupota, wszystko to są jak najbardziej aktualne i PRAWDZIWE problemy, wynikające w stu procentach z historii naszego kraju, od wieków poszkodowanego i budowanego na gruzach. To, że dana fabryka stoi w biednym, małym miasteczku nie ma żadnego znaczenia - urban explorerzy, tak jak inni turyści, podróżują do danych obiektów. Może nigdy nie widziałaś ich śladu? Dlaczego? Bo tego śladu nie zostawiają, z szacunku i miłości do ginącego piękna. A złomiarze i gówniarze są wszędzie - także w dużych miastach.
      Nie myśl też, że jestem taką utopistką, bo mam ku temu lepsze niż ty czy inni ludzie warunki. Nie pochodzę z metropolii, nie wstydzę zabrać się porzuconego mebla z przyblokowego śmietnika, nie mam kasy na designerskie bibeloty a nawet gdybym ją miała, wolałabym ją spożytkować na coś innego. Ale staram się walczyć z myśleniem, że jak coś jest niczyje to można to zniszczyć albo zabrać dla siebie.

      Usuń
    3. szanuję Twoje zdanie, oczywiście, masz do niego prawo :) moja natura niestety nie potrafi znieść marnotrawstwa i zniszczenia. ja chcę coś uratować, chcę by coś przetrwało, a nie zginęło, zgniło bądź zostało stratowane... no tak mam, mnie boli serce i koniec. nie robię tego by na tym zarobić, chcę by przetrwało. i cieszę się, że posiadam to krzesło, na którym kiedyś może siedział jakiś kierownik zmiany i myślę sobie, że i on by się cieszył z tego, że jakiś ślad pozostał...
      mało tego, zamierzam jeszcze raz tam powrócić, tym razem już z aparatem. i uwiecznić to, co jeszcze jest, jeszcze stoi. bo moje dzieci nie będą nawet wiedziały o tym, że jeszcze kilka lat temu działała tam fabryka, że tętniła życiem i pracą. za kilka lat na tym miejscu będzie stała biedronka, lidl czy inny kaufland. a ja im pokażę i te zdjęcia i to przysłowiowe krzesło :)

      Usuń
  13. Super metamorfoza i aranżacja :)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Aż po prostu szczęka mi opadła i nie mogę się napatrzeć :O wygląda mega !!

    OdpowiedzUsuń
  15. O kurcze szuflada obłędna .Ja też wolałabym ją surową, drewnianą.Ty mi jednak kobieto powiedz jak na spowiedzi gdzie jest ta fabryka, chcę tam byc;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ale u Ciebie jest klimatycznie, pięknie po prostu!

    OdpowiedzUsuń
  17. Podoba mi się ta metamorfoza starej szuflady, dynie świetnie do niej pasują :-)
    Pozdrawiam ciepło :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. ach te Twoje szuflady i skrzynki:) za każdym razem świetnie się prezentują:)

    OdpowiedzUsuń

będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza:)