dzisiaj na szybko pokażę kilka nowych przedmiotów, jakie sobie ostatnio zrobiłam w ferworze odkrycia nowego produktu do dekoracyjnego malowania.
znacie farbę, która udaje betonową/cementową powierzchnię? mnie zdecydowanie zauroczyła!
wystarczą dwie warstwy tejże farby położonej na dowolnej powierzchni - drewno, szkło, gips i po wyschnięciu mamy efekt bardzo naturalny, chropowaty, matowy, cementowy.
te dwa świeczniki powstały ze starej lampy. niestety nie zrobiłam zdjęcia przed :/ tradycyjna stojąca, stara lampa podłogowa, z toczonego drewna. wycięłam z niej takie dwa kawałki, do jednego dorobiłam spód z deseczki, całość dwukrotnie pomalowałam "betonową" farbą, a jak wyschło, poprzecierałam papierem ściernym małe fragmenty.
gipsowy biały aniołek też po betonowej farbie nabrał klasy.
a zwykła butelka po winie baaardzo zyskała i jest teraz klimatycznym wazonem :)
ja moją farbę kupiłam w sieci sklepów Action, ale przypuszczam, że nie jest to jakiś ewenement :)
miłego:*
szafkę biblioteczną to ja sobie zrobiłam już dawno, pamiętacie pewnie. lubiłam tę metamorfozę, bo naprawdę była wyjątkowa - zrobienie atrap szufladek z szarego filcu dało ciekawy efekt, a jak tego dokonałam, możecie zobaczyć TUTAJ.
dostałam ostatnio komodę w prezencie od ex, który przywiózł ją do mnie z zagranicy, bo stwierdził - Ty na pewno coś z niej sobie fajnego zrobisz. fakt, potencjał ujrzałam od razu - zauroczył mnie ten niby gzyms na dole mebla. wiedziałam, że zostanie on u mnie i że zrobię kolejną "biblioteczną" komódkę" :)
porobiłam zdjęcia w trakcie pracy, żebyście sami zobaczyli, jak w prosty, tani i szybki sposób powstał kompletnie inny mebel.
najpierw komodę umyłam. nie zrobiłam nic innego, w kwestii jakiegoś szlifowania, przecierania, nic. tylko przeleciałam szmatą po całości ;)
następnie odkręciłam wszystkie, koszmarne gałeczki. powiem Wam, że ktoś kto je przykręcał, to jakiś kompletny freak :/ nad tą częścią pracy siedziałam najdłużej! tak powykręcanych we wszelakie możliwe sposoby gwintów chyba nie widziałam, czym on/ona to wkręcali?! kluczem francuskim?!
całość pomalowałam na czarno. i kolejna ciekawostka! użyłam do tego farby do ścian - konkretnie farby lateksowej do kuchni i łazienki. to nie był eksperyment, uwielbiam taką farbą malować meble, bo powierzchnia jest genialnie, idealnie matowa, ale nie tak "sucho proszkowa" jak to jest w przypadku farb kredowych. wystarczają dwie warstwy farby, na koniec tylko musimy nałożyć cienką warstwę wosku bezbarwnego. efekt miodzio, zdecydowanie polecam. jeśli komuś zostało farby z malowania ściany, może spokojnie lecieć z meblami :)
nadeszła pora na zrobienie "szufladek". wymierzyłam ich szerokość, wysokość, podzieliłam powierzchnię. wyszło mi, że muszę wyciąć 24 fronty.
pomyślałam sobie, że tym razem nie będę ich robiła z filcu. pora było wykorzystać kolejne resztki, twórczy recykling to cała ja ;)
miałam kilka płytek podłogowych z korka. okazało się, że spokojnie taka ilość mi wystarczy. wycięłam zatem fronty szufladek, a następnie ostrożnie przeszlifowałam im krawędzie. wszystkie fronty przykleiłam do szuflad komody.
ostatnią czynnością było przykręcenie gałeczek. i tym razem zrobiłam je z korków po winie. to chyba najlepszy, najszybszy i bez-kosztowy sposób na tak dużą ilość gałek do mebla. pomalowałam je tylko na czarno, używając nadal tej samej farby. po wyschnięciu wystarczyło je przykręcić od środka szuflad.
na sam koniec trochę przetarłam krawędzie komody papierem ściernym, żeby nie była tak "idealna", a korkowe prostokąty na krawędziach lekko potraktowałam farbą, to dało im naturalniejszy, postarzany wygląd.
a skoro kolonialnie, to i aranżację od razu taką trzasnęłam ;)
moją urodzinową przedwojenną mapę udało mi się zmieścić w ramie za szkłem. kupiłam po prostu na starociach religijny obraz, włożyłam mapę, ramę pomalowałam na czarno - najtańszy sposób, jeśli potrzeba takiej dużej ramy ;)
stara, wojskowa skrzynka, siatkowe pudełko, moja ulubiona fotka, foto aparat, znaleziona na starociach przeurocza mandolina, kaktus, grafika z mapą Portugalii, o której marzę po cichu od dawna... toczone świeczniki też przemalowałam na czarno. łańcuch z żarówkami wisi nad mapą.
pragniecie szafki bibliotecznej, a przerasta ona Wasze finansowe możliwości? zróbcie ją sobie sami. minimum wkładu finansowego, trochę pracy, a efektem jest mebel, jakiego nigdzie nie ma szans znaleźć - totalnie oryginalny, wyjątkowy przedmiot <3
miłego :*
jak ja już dawno nie ratowałam czegoś śmieciowego, zepsutego, dziwnego ;)
kiedy więc na starociach znalazłam taką drewnianą, zepsutą lampkę/kinkiet, postanowiłam czule się nią zaopiekować i przywrócić jej świetność. a jako że lampki nie potrzebowałam, a od świec jestem uzależniona... postanowiłam zrobić świecznik.
wykręciłam oprawkę, poucinałam kabelki, całość pomalowałam kredową farbą Annie Sloan w kolorze Aubusson Blue. kiedy farba wyschła, pozdzierałam ją trochę, by całość jakby postarzyć. dokręciłam z tyłu haczyk i gotowe :)
rączkę kosza też przemalowałam i tak powstała ta klimatyczna aranżacja :)
do następnego!
ps. przysyłajcie mi swoje starocie/rupiecie, ja się nimi chętnie zajmę, za free oczywiście :)
dzień dobry :)
jak Wasze przygotowania świąteczne? u mnie totalny luuuzzzz i to mnie bardzo cieszy. zdecydowanie się nie spinam z tymi wszystkimi wariackimi porządkami i całym zakupowym szaleństwem. będę miała posprzątane tak, jak zwykle i kupione wszystkiego tyle ile potrzeba :) całe święta mam zamiar spędzić tak leniwie, jak się tylko da, bezwstydnie leżąc na kanapie i oglądając świąteczne filmy. mam już całą listę takich hitów do obejrzenia, po raz nie-wiadomo-który ;)
jak przypomnę sobie tę całą nerwową atmosferę przed świętami z mojego dzieciństwa... te maksymalne szorowanie domu, gotowanie mnóstwa potraw, stanie w kolejkach, stresy i nerwówkę, ubieranie choinki w najgorętszym czasie, bo 24 grudnia (bo przecież nie można wcześniej!), brr... nie, dziękuję, u mnie w domu święta mają się kojarzyć moim dzieciom z samymi przyjemnościami :) wczoraj byliśmy na warsztatach ozdabiania pierniczków i lepienia bałwanków z masy gipsowej, moja harcerka i zuch przekazywali też światełko betlejemskie. w domu słychać świąteczne utwory jazzowe i stare szlagiery, upiekę piernik z gara i ciasto pomarańczowe, poeksperymentuję trochę i ugotuję kapustę z soczewicą... same miłe, powolne, swobodne działania...
potrzebuję tego bardzo po ostatnim intensywnym dla mnie czasie... do tego przesilenie zimowe chyba na mnie ciężej zadziałało, jestem ciągle zmęczona i wieczorem marzę tylko o spaniu...
tak szczerze, to ja chyba nawet w tym roku bardzo nie poszalałam z ozdabianiem domu :) ale żeby tradycji stało się zadość, pokażę i tegoroczne efekty.
zaczynamy.
w kuchennym okienku, jak co roku wiszą szydełkowe gwiazdki. są też nowe zasłonki. w siermiężnej skrzyni z dech, którą ostatnio zbudowałam jest gęstwina świerku i szydełkowe aniołki. na parapecie leży też prosię - to skandynawski symbol świąt :)
wianuszek, choinka z patyczków, jemioła, serduszka na kredensie.
mam też coś całkiem nowego w kuchni.
dostałam ostatnio bardzo niespodziewany, ale przemiły prezent od jednej z osób, która mnie poczytuje - Joasi - cuuudowne koszyki z plecionej, gazetowej wikliny. zakochałam się w nich i uważam, że idealnie pasują do mojej kuchni :)
skoro adwent prawie się już skończył, to świece adwentowe również zyskały nowy wygląd, za pomocą świecznika, jaki ostatnio powstał. decha z korą, dwa kątowniki jako nóżki i zardzewiałe korony. na święta dodałam trochę świerku, ale świecznik zdecydowanie będzie mi służył cały rok.
nietypowy, znany już Wam wianek powstał ze starej formy babkowej, fikuśny, ale mi się podoba :)
najważniejsza świąteczna świeca, to pamiątka po zmarłej, ważnej dla mnie osobie... już od prawie 13 lat w moim domu - zwykła czerwona świeca, którą zapalam tylko w tym okresie, żeby służyła jeszcze przez wiele następnych lat...
w tym roku zawiesiłam na desce sercową formę (ze złomu), a świecę włożyłam w muchomorkowy świecznik.
w pokoju też chyba bez wariacji :)
na komodzie kilka świątecznych elementów - jyskowy szyld świąteczny z literkami, świetna sprawa. hiacynty, które akurat na święta całkowicie rozkwitły, śmietankowy domek z reniferem, lampiony, szklana choinka świecznik.
w tym roku uszyłam trzy rachityczne choinki z filcu, na pniakach z korków. stoją w jednej z moich skrzyneczek.
choinkę mamy tę samą, co w zeszłym roku, drewnianą.
powiesiłam ją na ścianie, ubrałam w biały i miedziany kolor.
ale najlepszy, najcudowniejszy element świąteczny kupiłam sobie na starociach. komplet drewnianych domków, ze światełkami i dźwiękiem dzwonów kościelnych. pierwotnie były kolorowe, ja przemalowałam całość na biało i mam zdecydowanie pinterestową ozdobę ;)
no i to wszystko. w pokój dzieciaków się tym razem nie wtrącałam, dostali kartony z bombkami i łańcuchami i nie wnikałam w to, co z nimi zrobią ;)
miłego, spokojnego czasu przed... ja wrócę jeszcze w sobotę z życzeniami dla Was.