małe zmiany ostatnio poczyniłam ;) zrobiłam nowe półki na książki ze starych dech, przemalowałam ściany na biel i czerń, zrobiłam galerię na ścianie, jest lepiej o wiele, a PRL zniknął ;)
po cudownym weekendzie na Igrzyskach DIY z Majsterkami w Poznaniu, gdzie tadam! - udało mi się zająć pierwsze miejsce, moja energia meeega wzrosła. energia i chęć do działania :)
zamiast odpoczywać, to z werwą zabrałam się do metamorfozy tej starej szafki:
jak widzicie, jej stan pozostawiał sporo do życzenia...
drzwiczek niestety nie udało mi się odratować. więc w zamian dorobiłam półkę w środku.
cała metamorfoza to przemalowanie szafki za pomocą produktów Liberon - czarnej, matowej farby opalizującej i złotego lakieru.
kolor farby nazywa się czarna purpura. a jej mikrodrobinki nadają meblowi świetny wygląd, o różnych odcieniach, w zależności od rodzaju i kąta padania światła.
złotym lakierem nadałam szafce delikatnego glamour stylu ;)
tak samo przemalowałam drewniany, toczony świecznik :)
do następnego ;)
daawno się tak nie namęczyłam i dawno tyle niecenzuralnych słów nie poleciało, jak dzisiaj ;) a wszystko przez wielkie ustrojstwo, a przede wszystkim przez moje "ja sama i koniec". ale warto było! uwielbiam tę satysfakcję i dumę z samej siebie ;)
prl-owską lampę-koszmarek-wentylator dostałam jeszcze zimą. koleżanka mi to podarowała, że może ja sobie coś z tego skombinuję. popatrzyłam, pomyślałam i qrcze, przecież ja mieszkam na poddaszu i latem bywa naprawdę ciężko do wytrzymania. dlaczego sobie nie poprawić komfortu życia w chmurach???
lampa trochę poczekała i w końcu nadszedł na nią czas ;)
oczywiście nie obyło się od śmiesznostek :D
* sklep elektryczny:
- poproszę cztery małe żarówki, jakieś słabe, ale z tym standardowym gwintem. taśmę izolacyjną czarną, kostkę i probówkę, bo nie wiem, czy swojej nie zgubiłam. nie, ta kostka będzie za mała, pani da tę drugą.
- ale ta jest standardowa, powinna im wystarczyć (im? aaa, moim pracownikom znaczy)
- nie, wolę tę dużą zdecydowanie. i poproszę te plastikowe ściągacze uchwyty na kable.
- trytytki?
- nie, nie trytytki, takie coś, plastikowe, się wkłada kabel i zaciąga. a to się wkręca na sufit, no ja nie znam tego waszego slangu elektrycznego, noooo ;)
* telefon:
- słuchaj, jak mi z lampy-wentylatora wychodzą trzy kabelki, a z instalacji dwa to co ja mam z tym zrobić?
- no do fazowego musisz podłączyć światło i wiatrak, czyli dwa kabelki, a do zera zero.
- a ten fazowy to ma jaki kolor? brązowy czy niebieski?
- niebieski. ale to musisz wypróbować, który do czego jest w lampie. kurcze, ale jak ty wywalisz instalację, hmm, weź to zostaw, ja jutro do ciebie przyjdę i ci to zrobię.
- no weź, nie rób mi tego, przecież ja uwielbiam te elektryczne roboty. ja to zrobię sama.
- ty jesteś kopnięta, jak to dobrze że masz różnicówkę, bo byś spaliła kiedyś całą instalację w pizdu.
:D :D :D
no i proszę Państwa, po trzech próbach, zmianach kabelków, dopasowywania kolorów i kilkukrotnego włączania i wyłączania korków zadziałało na lux :D
i myślicie, ze to był koniec??? nie, to była wbrew pozorom najłatwiejsza część roboty.
bo weź tu teraz w pojedynkę zawieś to cholerstwo, mega ciężkie, nie posiadając oryginalnych mocowań? zawieś to człowieku tak, by Ci potem razem z wiatrem nie pierdyknęło na łeb!
półtora godziny. próbowania i myślenia jak. w końcu się udało! wisi! i w nawet działa! jejuuuu, pękam z dumy, no pękam. jestem wielka i tyle ;)
acha, zapomniałam wspomnieć, co zresztą widzicie, że zlikwidowałam kwietne klosze, imitację drewna i złoty kolor. jest czarno i miedziano. może być. nie jest to szczyt piękna, ale ten zefirek nad głową mi wsio wynagradza ;)
miłego, zasłużyłam na kawkę ;)
hello ;)
tak sobie myślę, że dzisiaj będzie kontrowersyjnie, niewielu osobom spodoba się to, co wymyśliłam... no cóż, mnie podoba się baaardzo, a to najważniejsze :P
moja choroba, a raczej powikłania po zapaleniu oskrzeli ciągną się od dwóch miesięcy prawie :/ przez to i niezbyt jestem twórcza, po prostu brak sił, zadyszka, duszności, takie tam nieciekawe historie ;) jest już trochę lepiej, ale do stuprocentowej energii to mi jeszcze daleko...
przesiaduję przeważnie w domu, stąd i konieczność, nieodparta konieczność na nowe.
cokolwiek nowego, świeższego, innego...
tak to zrobiłam sobie szybką metamorfozę przedpokoju :D
dlaczego tak?
bo niebieskie drzwi się znudziły, a bardzo zainspirowała mnie Maja Komasa i Jej sposób malowania mebli. te odrapańce, przenikanie kolorów, tęcza barw, jestem zachwycona każdym jej meblem i baaardzo chciałam spróbować cos podobnego sobie zrobić...
postanowiłam chociaż zbliżyć się do tej techniki. na czuja, bez wnikania, jak Ona to robi, po prostu na podstawie zdjęć gotowych projektów. możecie powiedzieć, że to wariactwo próbować coś na drzwiach wejściowych, zamiast na mebelku, który ewentualnie można wyrzucić :P
ale co tam, przecież zawsze można drzwi kolejny raz przemalować!
drzwi były niebieskie, a ja miałam słoiczek farby kredowej Annie Sloan - burgundy. poleciałam jedną warstwą, chwilkę odczekałam, potem na jeszcze niewyschniętą powierzchnię nałożyłam drugą warstwę tej farby. to pozwoliło lekko odkryć niebieski kolor, bo farba zaczęła się rozmazywać. poczekałam aż wyschnie i punktowo nałożyłam odrobinę farby żółtej duluxa, której próbkę miałam w domu. po kilku minutach zaczęłam to mocno przecierać pędzlem. kolory zaczęły się ze sobą mieszać, powstały nowe barwy, efekt świetny i baaardzo podobny do tego, jaki sobie założyłam :)
daleko mi do mistrzostwa Mai, ale uważam, że jak na pierwszy raz, całkiem ta metoda mi wyszła ;)
ciężko na fotkach oddać realny kolor tych drzwi. wychodzą za każdym różowawe, a to jest kompilacja bordo, niebieskiego, pomarańczu, kremu i czerni. musiałam mocno fotki przyciemnić, stąd wrażenie mroczności w przedpokoju.
całość na koniec oczywiście zawoskowałam, żeby zabezpieczyć powierzchnię.
kompletnie inny przedpokój, głębia, loft, czerń. bliżej mnie, zdecydowanie ;)
miłego!
mam dzisiaj okropny dzień - dół jak stąd do Australii, samopoczucie takie, że nic kompletnie nie pomaga, do tego jakiś ciągły wkurw, ech, nie cierpię takiego stanu :/
czekolada nie daje rady, muzyka nie daje rady, narzekanie tym bardziej, marudziłam koledze pół dnia, nic ... na taki dzień u mnie troooochę pomaga tylko zrobienie jakiegoś przemeblowania, mini remontu, zmiana, zmiana, zajęcie czymś rąk, tylko musi być to coś wyjątkowego...
ciężki przypadek naprawdę ;)
dobrze, że nie brakuje mi pomysłów. czego efekt możecie właśnie obejrzeć. i ten efekt mi wyszedł tak, że naprawdę zrobiło mi się znośniej <3
pamiętacie mój blat, który przywiozłam sobie znad morza rok temu? wyjęty z portowego śmietnika, piękne, stare, wyżarte dechy. wiele razy pełniły role tła foto, ostatnio kilka miesięcy był z nich wieszak w przedpokoju.
no i komoda z przedpokoju - prl-owski mebel, który dostałam kiedyś od kolegi.
złożyłam te dwie rzeczy razem i jest nowa komoda w przedpokoju: ze starym blatem, pomalowana na matową czerń, z loftowymi uchwytami od Rustykalne Uchwyty.
co powiecie?
to nie koniec, to początek lekkich zmian przedpokojowych, na pewno niebawem to pokażę :)
Kiedy Jysk zaprosił mnie do współpracy w zaaranżowaniu kilku produktów z nowych kolekcji, oczywiście z entuzjazmem się zgodziłam :) już daaawno pisałam tutaj o tym, jak bardzo lubię ten sklep. a przecież nie jestem maniaczką stylu skandynawskiego! po prostu uważam, że ich produkty można naprawdę dopasować do każdego wnętrza, tak są uniwersalne...
oprócz mnie to samo zadanie otrzymały dwie inne znane blogerki - Karolina z houseloves i Ola z blog.stabrawa.pl. wszystkie trzy umówiłyśmy się na ten sam dzień, więc i ja mam dzisiaj niespodziankę i moja ciekawość jest ogromna :) zaglądnijcie i tam, dla porównania.
interesujące jest to, że nie wiedziałyśmy o jakie przedmioty będzie chodziło, jakie dostaniemy do tego zadania. po otwarciu paczki okazało się, że to seria w kolorach black&white:
- komplet pościeli - boskie groszki, lamówki, wielki napis, cuuudna! - TUTAJ
- wielka poducha w trochę marokańskie w stylu wzory - TUTAJ
- lampion - szklane pudełko - TUTAJ
- miseczka porcelanowa - TUTAJ
- dwustronny napis Home-Love z drewnianych domków - TUTAJ
piękne rzeczy, bardzo mnie ucieszyły :) tak bardzo, że trzasnęłam dwie stylizacje :D
1. NA OPAK.
w tych ujęciach chciałam pokazać wszystkie przedmioty razem, niczym na wystawie sklepowej. uznałam, ze tło mojej ceglanej ściany, stary drewniany blat i skrzynka, stworzą fajny klimat dla tej czerni i bieli. nie pomyliłam się, zobaczcie sami:
Matylda w tej sesji mi straszliwie "pomagała", bez przerwy rzucając się na domki ;)
2. KLASYCZNIE.
ujęcia typowo sypialniane. ale żeby nie było monotonnie, postanowiłam ożywić całość kroplą pomarańczu, w postaci książki i mandarynek. jak widzicie, do lampionu włożyłam tealight'y - to świetna sprawa, dwa przeznaczenia jednego przedmiotu.
miseczka jest przeurocza :)
fajna sprawa, że kołdra jest dwustronna, w zależności od nastroju można pokazać szalone groszki, albo stonowany napis :)
i jak Wam się podobają moje aranżacje? która lepsza? no i na który przedmiot stawiacie przede wszystkim?